Reklama

Najpopularniejsze

  • 9 października 2023
  • 11 października 2023
  • wyświetleń: 26516

Zmarła Urszula Koszut - pszczynianka, światowej sławy śpiewaczka operowa

27 września zmarła Urszula Koszut - pochodząca z Pszczyny światowej sławy śpiewaczka operowa.

Urszula Koszut
Urszula Koszut · fot. materiały prasowe


Urszula Koszut zmarła w Warszawie po długiej chorobie 27 września. Msza pogrzebowa zostanie odprawiona w kościele Wszystkich Świętych w Pszczynie w piątek 13 października o godz. 9.00.

"...Pszczyna to moje miasto pierwsze i ostatnie. W międzyczasie było bardzo wiele pięknych miast na świecie, ale moje pierwsze wspomnienia wiążą się z Pszczyną, bo tu się urodziłam, tu spędziłam dzieciństwo" - przytacza słowa pani Urszuli Aleksander Spyra, jej długoletni przyjaciel. Poniżej publikujemy jego wspomnienia o artystce.

Aleksander Spyra, W koloraturze i dramatycznie




Zanim wyjaśnię znaczenie powyższego tytułu, powiem że od wczesnej młodości byliśmy z Urszulą Koszuth sąsiadami. Ona z mamą i starszą siostrą Ewą mieszkały przy ulicy Dworcowej 20 a ja z siostrami przy 22. Mieszkał też tu późniejszy redaktor agencji "Interpress" i ungarysta Andrzej Salomon, który w dalszych latach stał się gorliwym popularyzatorem kunsztu Urszuli.

Po ukończeniu podstawówki w Pszczynie nasza Urszula zdała do Liceum Muzycznego w Bielsku Białej w klasie fletu. Jej mama nie była zbyt chętna takiemu wyborowi córki, ale cóż zdziałał twórczy upór dziewczyny. Ponieważ każdy instrumentalista musi obowiązkowo zdawać także fortepian, a w domu Urszuli go nie było, przychodziła ćwiczyć do nas na pianinie.

Ponieważ były rówieśnicami z moją siostrą Anielą (rocznik 1940) często zamiast nudnych ćwiczeń i wprawek obydwie ucinały sobie kobiece rozmówki, więc często ja, jako starszy brat musiałem wkraczać z interwencją, dyscyplinując dziewczyny "do roboty". Taki był początek naszej znajomości, która zresztą trwa do dziś.

W liceum muzycznym Urszula trafiła na nauczyciela śpiewu, pana Koterbskiego, który wysoko ocenił jej talent wokalny. Ten sam nauczyciel, ojciec najpopularniejszej wówczas polskiej piosenkarki, Marii Koterbskiej (Karuzela, karuzela) uczył chóru w sąsiadującym ze szkołą muzyczną liceum plastycznym, gdzie uczęszczałem ja i moja siostra. Koterbski był więc odkrywcą jej pięknego głosu. Kiedy Urszula skończyła klasę fletu w bielskim liceum, w dniu matury nieoczekiwanie wzięła ślub w pszczyńskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Małżeństwo okazało się nieudane i po roku rozwiedli się. Trwałym owocem stała się jedyna córka.

Urszula Koszuth rozpoczęła studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach. Nie bez oporów, bo pani profesor Irena Lewińska miała odmienny sposób prowadzenia śpiewaczki, z czym nie zgadzała się Urszula. Została jednak wysłana na konkurs wokalistów w Genewie (w 1965 roku) gdzie ciepło wyrażano się o jej talencie.

W tym czasie została przyjęta do chóru w Operze Warszawskiej. Po pewnym czasie została zakwalifikowana do solistek-adeptek i w 1966 roku zadebiutowała, jako Musetta w "Cyganerii" Pucciniego. Wcześniej jednak zaśpiewała w końcowej scenie "Don Carlosa" Verdiego, jako niewidoczny głos z niebios.

W czasie kolejnej wizyty w Warszawie krewni zaprowadzili ją do człowieka, który właściwie otworzył jej karierę primadonny. To on był prawdziwym odkrywcą wielkiego talentu Urszuli Koszuth. To on także przywiózł naszej skromnej dziewczynie z Pszczyny kontrakt do Opery w Stuttgarcie w Niemczech. Był to rok 1967, a człowiekiem tym był impresario z USA, Wiliam Stein.

Pierwszą rolą była bardzo trudną, tytułowa postać "Łucji z Lammermoor" Donizettiego. Trzeba się było nauczyć tej roli po niemiecku. Bo muszę tu zaznaczyć, że w tym czasie śpiewało się w operach w języku kraju, w którym teatr się mieścił. Teraz to jest nie do pomyślenia. Wykonuje się opery w języku, w którym została napisana. A wiec opera włoska po włosku, francuska po francusku ("Carmen" Bizeta) czy niemiecka po niemiecku (Wagner).

A więc rola Łucji zakończyła się sukcesem, dziennikarze niemieccy nazwali Urszulę "arcysopranem" a zachwyty koncentrowały się szczególnie na słynnej scenie obłędu Łucji, która zresztą została utrwalona na płycie CD z udziałem Krakowskiej Filharmonii pod dyrekcją Gerharda Geista (1977), drugiego męża Urszuli.

W operze Stuttgartskiej wykonywała wiele odpowiedzialnych i tytułowych ról w największych operach. A to niektóre z nich: Violetta w "Traviacie" Verdiego, trzy partie w "Opowieściach Hoffmana" Offenbacha a także Mimi w "Cyganerii" Pucciniego.

Dość powiedzieć, że w ciągu tych lat w operach w Stuttgarcie i we Frankfurcie brała udział w 69 inscenizacjach różnych oper, co było swoistym rekordem repertuarowym. W tym czasie występowała z powodzeniem na najbardziej prestiżowych, moim zdaniem festiwalach operowych w Glyndebourne, a także w Bazylei, Londynie i Wenecji.

W 1970 roku Urszula Koszuth zaangażowała się na trzy lata do opery w Hamburgu, a następnie na scenę operową we Frankfurcie nad Menem, gdzie dyrygentem był jej mąż Gerhard Geist. Były także występy w Monachium. Jednocześnie pod koniec lat 60tych przed Urszulą, cenioną już wtedy primadonną europejską otwierają się wielkie sceny operowe Stanów Zjednoczonych i Kanady. I tak w 1968 roku w Nowym Orleanie wystąpiła w roli Noriny (moja ulubiona opera) w "Don Pasquale" Donizettiego a następnie Ohio, San Francisco, Huston, Chicago i Toronto. Jej bajeczna kariera zahaczyła także o Bloemfontein w Południowej Afryce.

Tu chciałbym wyjaśnić znaczenie tytułu tego szkicu. Otóż głosy śpiewaków operowych dzielą się według skali głosu. Wśród mężczyzn to od najwyższego - tenor, baryton i bas. Wśród śpiewaczek to sopran, mezzosopran, alt i kontralt. Głosy śpiewaków klasyfikowane także są według charakteru brzmienia. Wśród sopranów wyróżniamy: sopran koloraturowy, o dużej błyskotliwości i ruchliwości, sopran liryczny o miękkiej, aksamitnej barwie głosu i sopran dramatyczny o dużej sile, dynamice i szerokim wibracie.
Urszula Koszuth dysponowała tak zróżnicowanym głosem, że była angażowana do bardzo różnych kreacji. Dla przykładu przytoczę niektóre jej role jak Norina w "Don Pasquale" (koloratura), Mimi w "Cyganerii" (liryka) i "Łucja z Lammermoor" (dramatyka).

To zaowocowało wieloma angażami do różnych teatrów operowych świata. Dysponowała także ponad czterooktawową skalą głosu. Odrębną dla śpiewaka specjalizacją jest występ w koncertach symfonicznych, w oratoriach i kantatach. W tej dziedzinie nasza pszczyńska gwiazda wiele razy koncertowała z najsłynniejszymi dyrygentami naszych czasów.

I tak w 1974 roku śpiewała w IX Symfonii Beethovena pod dyr. Rudolfa Kempe. W Londynie na festiwalu PROMS śpiewała Missa Solemnis pod batutą Colina Davisa. Były też występy oratoryjne pod dyrekcją Rafaela Kubelika i Herberta von Karajana.

To, co tutaj przedstawiłem to tylko wyrywki z przebogatej kariery naszej Urszuli. Niestety, pewnego dnia los okazał się dla niej niełaskawy. Wracając z Niemiec do Polski jesienią 1971 samochód Urszuli wpadł na konny wóz. Poduszka powietrzna nie zadziałała. Diagnoza - złamany kręgosłup. Leczenie w szpitalu w Słupcy. Później długa rehabilitacja i na szczęście stopniowy powrót do zdrowia. Później były gościnne występy w Warszawie. Na widowni zasiedli wtedy lekarze z Słupcy, którzy uratowali jej zdrowie.
Wystąpiła także trzykrotnie w swojej rodzinnej Pszczynie. W 1978 i 1980 roku Urszula Koszuth wystąpiła w sali lustrzanej zamku. Po koncercie ówczesny burmistrz Henryk Zając w podniosłych słowach wygłosił pean pochwalny na cześć naszej rodaczki.

Dla mnie najbardziej wzruszający był recital Urszuli w kameralnej "Izbie u Telemanna" w 2001r. Był mały kłopot, bo akompaniatorka mająca absolutny słuch, musiała korzystać z wiedeńskiego fortepianu, strojonego o ćwierć tonu wyżej. Ale w końcu wszystko się pięknie udało!

Reasumując ten szkic o naszej wielkiej wokalistce, muszę tu z podziwem powiedzieć o ogromnej pracy śpiewaka operowego nad wykonywanym dziełem muzycznym. Otóż przeciętna opera trwa od 2 do 3 godzin. To wielki do opanowania pamięciowego materiał tekstowy (zwykle w obcym języku) i materiał wokalny. Później wielotygodniowe lub wielomiesięczne próby z partnerami, chórem i w końcu z orkiestrą. Teraz wkracza reżyser, który realizuje swoją koncepcję sceniczną, nieraz nieuwzględniającą uwarunkowań śpiewaczych wokalistów. W końcu premiera!

I tak z każdą nową operą. A jeszcze te różnorodne, czasami dziwaczne kostiumy i scenografie. Zaryzykuję stwierdzenie, że praca śpiewaka operowego to zaiste gigantyczna robota i wysiłek.
A Urszula Koszuth ma takich oper w swoim stałym repertuarze kilkadziesiąt! Nieco łatwiej jest z wykonawstwem koncertowym oratoriów czy kantat, gdzie wokalista śpiewa z nut i w pozycji statycznej.
Jestem gorliwym miłośnikiem opery. W swoich zbiorach mam około 80 płyt DVD. Uwielbiam także niektóre operetki. Moim idolem jest genialny węgierski kompozytor Imre Kalman. Potrafię więc ocenić poziom wykonawstwa i inscenizacji poszczególnych artystów. I mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że nasza pszczyńska rodaczka URSZULA KOSZUTH to rzeczywiście światowa czołówka w tej dziedzinie. Przekonacie się słuchając przejmującej roli "Królowej nocy" Mozarta w Jej wykonaniu.

Aleksander Leszek Spyra


urszula koszut

ar / pless.pl

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu pless.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.